Facebook 2012: kiedy algorytmy pokazały mi tylko to, co chciałem usłyszeć
Pamiętam ten moment jakby to było wczoraj. W 2012 roku, siedząc w kawiarni w Krakowie, przeglądałem swojego Facebooka na starym, jeszcze nie do końca zestarzałym smartfonie. Wtedy jeszcze nie zdawałem sobie sprawy, jak potężne narzędzia kryją się za tymi kilkoma linijkami kodu. I nagle – moi znajomi zaczęli komentować, że polityk, którego od dawna nie darzyłem sympatią, „wypada całkiem nieźle”. I co ciekawe, algorytm Facebooka pokazał mi tylko pozytywne opinie na jego temat, niemal jakby życzliwie układając moją percepcję. Słowo za słowem, przekonanie utwierdziło się we mnie, że ten polityk to naprawdę dobry kandydat. Dopiero po kilku tygodniach, kiedy zacząłem szukać informacji poza bańką, zdałem sobie sprawę, że algorytmy nie tylko kształtują nasze przekonania, ale mogą je też manipulować. I to w najbardziej niepozorny sposób – od tego momentu zacząłem się zastanawiać, czy nie żyję w świecie, w którym cyfrowe relikwie – czyli nasze dane – stają się nowymi dogmatami wiary.
Jak działają algorytmy rekomendacyjne? Tajemnica cyfrowych kapłanów
Na pierwszy rzut oka, algorytmy to po prostu narzędzia – coś jak cyfrowi kapłani, którzy mówią nam, co jest „prawdziwe” i co powinniśmy zobaczyć. Jednak ich działanie jest znacznie bardziej skomplikowane. Uczenie maszynowe, big data, filtry treści – wszystko to tworzy skomplikowaną sieć zależności, która filtruje i personalizuje informacje na podstawie naszych wcześniejszych zachowań. Weźmy Netflixa – platforma ta zna nasze upodobania niemal jak najlepszy przyjaciel, podpowiada filmy i seriale, które „musisz obejrzeć”. Ale czy to nie jest przypadkiem pułapka? Bo kiedy algorytmy zaczynają dobierać treści do naszych gustów, zamykają nas w bańkach informacyjnych. Przekonujemy się, że ulubione filmy i posty stają się naszym nowym światopoglądem, a niekiedy nawet – narzędziem do manipulacji, bo algorytmy mogą coraz lepiej przewidywać i kształtować nasze decyzje.
Bańki informacyjne i ich niebezpieczeństwo
Co się dzieje, gdy zaufanie do algorytmów staje się bezkrytyczne? Otóż, powstają bańki informacyjne – sekty cyfrowe, które zamykają nas w własnym świecie. Poczucie, że wszystko, co widzimy, jest „pewne” i „sprawdzone”, sprawia, że coraz trudniej nam odróżnić prawdę od fałszu. I tutaj pojawia się największy problem: fake newsy, manipulacje i deepfake’i. Wystarczy, by ktoś z dobrze zaprogramowanych botów stworzył fałszywe nagranie lub rozpowszechnił nieprawdziwe informacje, a potem algorytm już rozprowadza to dalej, jakby to była niepodważalna prawda. W efekcie, ludzie zaczynają wierzyć tylko w to, co potwierdza ich wcześniej wyrobione przekonania, a nie w obiektywną rzeczywistość. To niebezpieczna droga, bo zamiast otwartego dialogu, mamy do czynienia z coraz głębszą polaryzacją społeczeństwa.
Dane jako nowa Biblia i algorytmy jako cyfrowi kapłani
Wyobraźcie sobie świat, w którym nasze dane stają się nową Biblią. Każda kliknięta reklama, każde polubienie, każda wyszukiwarka – wszystko to jest jak święte słowo, które wskazuje nam, co jest „prawdziwe”. Algorytmy, odgrywając rolę cyfrowych kapłanów, próbują wskazać nam właściwą drogę, choć często robią to nieświadomie. W tym „świętym” świecie, zaufanie do technologii zaczyna wypierać tradycyjne systemy wierzeń, a nasza percepcja świata jest coraz bardziej uwarunkowana poprzez cyfrowe przekazy. I wiecie co jest najdziwniejsze? Ta nowa religia opiera się na danych, które są równie niepewne jak stare teksty – pełne sprzeczności, manipulacji i ukrytych interesów. A my, zamiast pytać o prawdę, coraz chętniej wierzymy w cyfrową wersję świata, którą algorytmy nam narzucają.
Decyzje, które podejmujemy pod wpływem algorytmów – czy to już nowa moralność?
Każdy z nas codziennie podejmuje decyzje – od wyboru filmu po głosowanie w wyborach. I coraz częściej te decyzje są inspirowane lub wręcz wymuszane przez algorytmy. Przykład? Wybierając produkty na Amazonie, kierujemy się rekomendacjami, które są tak dopracowane, że trudno się im oprzeć. Podobnie jest z ofertami pracy na LinkedIn czy sugestiami w Tinderze – wszystko to nie jest przypadkowe. Ale czy to nie jest przypadkiem nowa moralność? Zaufanie do algorytmów, które „wiedzą lepiej”, może wywołać u nas poczucie, że decyzje są bardziej obiektywne i racjonalne. Jednak w rzeczywistości, to one coraz częściej decydują za nas, odciążając nas z konieczności myślenia krytycznego. A co się stanie, gdy te algorytmy zaczną nas dzielić na grupy i wykluczać tych, którzy myślą inaczej? Czy nie staniemy się niewolnikami własnych cyfrowych dogmatów?
Co dalej? Jak zachować krytyczne myślenie w czasach cyfrowych relikwii
Odpowiedź jest prosta, choć niełatwa. Musimy nauczyć się krytycznego myślenia i nie dawać się zwieść automatycznym rekomendacjom. Świadome poszukiwanie informacji z różnych źródeł, sceptycyzm wobec niezweryfikowanych treści, regularne kontrolowanie faktów – to podstawy, które mogą nas ocalić od cyfrowej manipulacji. Warto też pamiętać, że algorytmy nie są obiektywne – są odzwierciedleniem danych i celów ich twórców. A więc, nie powinniśmy pozwolić, by cyfrowi kapłani dyktowali nam, co jest prawdziwe. Zamiast tego, powinniśmy sami zadawać pytania, szukać własnych odpowiedzi i nie bać się kwestionować tego, co podpowiada nam technologia. Świadomość tego, że dane i algorytmy mogą stać się naszymi nowymi dogmatami, to pierwszy krok do odzyskania kontroli nad własnym rozumem.
Podsumowanie: czy algorytmy mogą stać się nowymi dogmatami wiary?
W końcu, czy możemy powiedzieć, że cyfrowe relikwie – dane i algorytmy – zastępują w naszym życiu tradycyjne dogmaty? W pewnym sensie tak. Bo kiedy zaufanie do technologii zaczyna wypierać krytyczne myślenie, a treści cyfrowe stają się jedyną prawdą, którą uznajemy za niepodważalną, to właśnie tworzymy nową religię – religię danych. I choć ta nowa wiara ma swoje zalety: szybkość, dostępność, personalizację, to jednocześnie niesie ze sobą poważne zagrożenia. Zbyt duże zaufanie do algorytmów może nas zamknąć w cyfrowych więzieniach, z których trudno się wydostać. Dlatego tak ważne jest, abyśmy nie stali się pasywnymi wiernymi tej nowej religii, ale zachowali krytyczne spojrzenie i umieli odróżnić prawdziwą prawdę od cyfrowych relikwii, które coraz bardziej zaczynają nami rządzić.